Mimo, że film był głupawy, jak to przystoi amerykańskiej? komedii, ale miał w sobie coś
ciekawego: pokazywał parodię osób, które chcą zostać gwiazdami i nimi zostają w śmieszny i
łatwy sposób, bo tak się czesto dzieje. Pokazywany został motyw Prezydenta.... relacji między USA
a Wschodem.... oczywiście przedstawione to było w bardzo! komiczny sposób, ale może właśnie o
to chodziło.... Chociaż zakonczenie pokazalo jak wielka parodia jest ten film..... trochę pusty, ale
mimo to jest parodią, wiec pokazuje pewne zjawiska w krzywym zwierciedle, nie do konca jest to
smieszne, ale podobno ma byc.
dla mnie ten film to totalne nieporozumienie,aktorstwo jak w polskiej komedii romantycznej,te wstawki ze śpiewaniem marnym jak wojskowa zupa zupełnie nie potrzebne.Dziwie się że w czasach na prawdę dobrych komedii z USA powstało coś takiego,totalny gniot.Jednak co w tym filmie jest interesujące to to że nie kończy się morałem pokazuje tylko debilne postacie w swym nędznym życiu i ich poczynania nie oceniając ich
Właśnie, film jest parodia a kompletnie nie śmieszy....a mnie wręcz odwrotnie. Nie wiem co w nim jest ciekawego chyba właśnie to, że można tak to wszystko było sknocić...i ten morał na końcu mnie rozbił totalnie...wychodzi na to, że trzeba dążyć do celów po trupach (w tym przypadku nie ma mowy o przenośni) a na pewno się uda i będziemy szczęśliwi..super. Podsumowując - to chyba najgorszy film Paula Weitz a już na pewno najsłabszy z tych w których współpracował z grającymi tutaj aktorami...